Deszcz przestał padać, gdy dojechaliśmy do Bielska. I nawet kropla nie spadła przez cały dzień. Żar z nieba też ustąpił, za to otworzyły się w oddali Beskidy.
Program mieliśmy ambitny i chcąc podczas kilkugodzinnego pobytu zaliczyć wiele atrakcyjnych miejsc, musieliśmy się mocno spieszyć i przemieszczać.
Ustroń to uzdrowisko z największym w Polsce obiektem sanatoryjnym, to deptak nad Wisłą, to zdrowie dla płuc dzięki wielości niezabetonowanych terenów zielonych. Chwała za to władzom miasta.
Nad tym miastem góruje Równica, gdzie smakując regionalnego żurku w świeżych chlebowych czarach podziwialiśmy rozciągające się wokół Beskidy z wyraźnie zaznaczonym szczytem Czantorii i Baraniej Góry, spod której sączą się dwie Wisełki dając początek naszej największej naszej rzece. (Staliśmy na jej”grzbiecie”chwilę później).
Zbójnicka Chata powaliła nas swoją wielorakością wystroju wnętrza eksponatami pamiętającymi jeszcze spracowane ręce tamtejszych okolicznych gospodarzy .
Koliba pod Czarcim Kopytem, to kilkadziesiąt metrów niżej kurna chata gdzie smakowity grzaniec „postawił nas” na nasze utrudzone nogi.
Wisła to nie tylko miasto, ale to Adam Małysz, którego zrobionego z czekolady posągu nie obejrzeliśmy z braku czasu. Ale skocznia narciarska nosząca imię tego Wielkiego Skoczka zrobiła na nas wrażenie.
Przejazd wijącymi się serpentynami na Biały Krzyż, a potem zjazd do Szczyrku i smakowanie szarlotki na gorąco, wyśmienitych lodów czy oscypka, były ukoronowaniem naszego pobytu w tylu pięknych miejscach Beskidu Śląskiego.
Nasza Polska jest piękna. Widać, że pięknieje, a ludzie dbając o zachowanie dobra jakim jest każdy skrawek własnej zagrody podkreślają swe przywiązanie do ziemi praojców. I nie trzeba daleko jechać, by poczuć się szczęśliwym Polakiem.
Dziękuję serdecznie uczestnikom wycieczki za wspaniałą atmosferę.
Lucyna Jakubowska